
Po powrocie z rodzinnych wakacji i kilku dniach pracy zacząłem myśleć o szybkim wypadzie nad wodę tym bardziej, że sierpień praktycznie odpuściłem pomijając dwa epizody na okolicznym łowisku komercyjnym. Upały powoli ustępowały dając szansę na złowienie więcej niż jednej ryby, a przede wszystkim na spędzenie czasu bez konieczności szukania cienia i czekania na wieczór kiedy temperatura spadnie. Może ciężko w to uwierzyć ale decyzja o zasiadce zapadła tego samego dnia rano, jeszcze podczas pakowania auta nie miałem pewności, które łowisko wybrać. Przez myśl przeszedł mi Jerzyn, w końcu to piękne jezioro nad którym nie byłem od ponad dwóch lat. Szybko wszedłem w kalendarz rezerwacji, okazało się, że woda jest praktycznie pusta. Było już jasne gdzie jadę, postanowiłem, że dopiero na miejscu zdecyduje w której części jeziora łowić.

Wybór stanowiska karpiowego nad jeziorem
Nad wodę dotarłem chwilę przed 14:00, dość długo biłem się z myślami w której części zbiornika łowić tym bardziej, że zbyt dobrze nie znałem jeziora. Dostałem kilka podpowiedzi od znajomego z których wynikało, że dobrze byłoby usiąść na stronie nawietrznej. Standardowo wszedłem w aplikację z prognozą pogody na najbliższe dni, wynikało z niej, że ma wiać zarówno z północy jak i północnego zachodu oraz zachodu. Ze względu na to, że wiatr miał być słaby i umiarkowany ciężko było wyczuć czy będzie miał jakikolwiek wpływ na migrację karpi. Ostatecznie zdecydowałem się usiąść na stanowisku, które znajdowało się mniej więcej na środku linii brzegowej jeziora i nie wymagało przeprawy łodzią. Na miejscówce byłem po kilku minutach, najpierw rozłożyłem namiotem, a póżniej wziąłem się za resztę gratów, napompowanie pontonu i oczywiście rozstawienie wędek.

Przypony i zestawy na karpie
Zgodnie z regulaminem łowiska mogłem łowić na dwie wędki, a więc musiałem skupić się mocno skupić na wyborze najskuteczniejszych przyponów. Po dość długiej drodze zmęczenie dawało powoli o sobie znać dlatego zdecydowałem, że nie będę wiązał nowych przyponów tylko sprawdzę co mam piórniku. Po kilku minutach grzebania i szybkiej analizie sytuacji zdecydowałem, że na pierwszy ogień pójdzie Sleep D-Rig wykonany na haczyku super strong nr4, a na drugi mój ulubiony Blow Back Rig, niestety miałem problem ze znalezieniem przyponu, który nie wymagałby reanimacji, jedyny do którego nie miałem zastrzeżeń był wykonany haczyku Power Curve. Gdy przypony były już gotowe nadszedł czas zmienić centryki na zestawy z bezpiecznym klipsem oraz na nowo uwiązać strzałówkę ponieważ stare węzły były już mocno osłabione. Po około 30min byłem gotowy do wywózki zestawów, zostało przygotować zanętę oraz zastanowić się nad jej ilością.

Zanęta na karpie
Miałem do dyspozycji pellet, orzechy tygrysie oraz kulki proteinowe. Zrezygnowałem z kukurydzy oraz konopi ponieważ nie zdążyłem wcześniej ich przygotować w domu :) Zestawy planowałem kłaść na stromych spadach znajdujących się w pobliżu linii brzegowej dlatego część kulek, którymi nęciłem została pokruszona oraz pocięta aby mogły utrzymać się na ostrym stoku, poza kulkami Live Toffi oraz Crusher Tiger bazę mojej mieszanki stanowiły orzechy tygrysie, do tego niewielka siatka PVA, której celem było zminimalizowanie ryzyka wbicia się haczyka w podwodną przeszkodę. Tak przygotowane zestawy wywiozłem we wcześniej wytypowane miejsca, które częściowo podpowiedział mi znajomy za co serdecznie dziękuję.

Pogoda idealna na zasiadkę karpiową
Tym razem zachodnia część Polski była jednym z zimniejszych miejsc na mapie, podczas rozkładania gratów temperatura powietrza oscylowała w okolicy 17 stopni, do tego wiał lekki wiatr z północy i północnego zachodu. Duże zachmurzenie z przelotnymi opadami deszczu przypominało początek jesieni na którą musimy jeszcze trochę poczekać. Warunki były idealne zarówno pod względem samego biwaku jak i samej szansy na złowienie okazałej ryby. Co ciekawe temperatura wody przy powierzchni była dość wysoka ponieważ przez całą zasiadkę oscylowała w okolicy 22 stopni.

Pierwsze branie karpia
Ku mojemu zaskoczeniu na pierwsze branie czekałem niespełna godzinę od wywózki, nie była to zbyt duża ryba, zaledwie kilka kilogramów jednak wlała we mnie całkiem sporo optymizmu. Po kolejnej godzinie odezwał się drugi zestaw, po emocjonującym holu na macie zagościł świetnie ubarwiony pełnołuski. Byłem pozytywnie zaskoczony, dwie miejscówki odpaliły w tak krótkim czasie, ciężko wymarzyć sobie lepszy początek. Pierwsza noc była nie przespana zarówno przez regularne brania jak i burze, która cały czas krążyła w okolicy. Co ciekawe gdy nastał zmrok brania dawał tylko jeden kij, po 3:00 gdy zaczęło mocno padać postanowiłem, że nie będę już wywoził, złapię chwilę snu i wtedy wezmę się do roboty.
Gdy tylko wstałem wywiozłem zestawy karpiowe
Obudziłem się przed 6:00 zupełnie nie wyspany, miałem świadomość, że w miejscówce, która daje mi najwięcej brań nie ma zestawu. Zrobiłem PVA, przygotowałem zanętę i popłynąłem, przy okazji zwinąłem kij, który stał całą noc jak zaczarowany, zdecydowałem, że przewiozę go na podwodny spad jednak około 40m dalej w kierunku otwartej wody. Na pierwsze branie nie musiałem czekać zbyt długo, po godzinie odpalił się zestaw dający brania w nocy, po krótkim holu z pontonu mam pięknego karpia z ogromnym łbem, wręcz nieproporcjonalnym do swoich gabarytów. Szybkie ważenie, lekko ponad 16kg, całkiem ładna ryba. Kilka zdjęć na brzegu oraz w wodzie po czym karp majestatycznie odpływa. Chwilę po 8:00 odzywa się zestaw umieszczony w nowej miejscówce... To co się wydarzyło w kolejnych godzinach przeszło moje najśmielsze oczekiwania bo przecież " nie codziennie karpie biorą jak płotki" ale o w tym w drugiej części artykułu na którą już teraz serdecznie zapraszam.