Przełom marca i kwietnia to najczęściej niestabilna i bardzo zmienna aura. Jak już kiedyś wspomniałem przed każdym wypadem nad wodę uważnie śledzę modele numeryczne i wybieram pogodę, która przynajmniej teoretycznie wydaje się odpowiednia do dobrego żerowania Karpi.
Początek tygodnia był wyjątkowo ciepły, w poniedziałek temperatura dochodziła do blisko 20 stopni. Warunki były wręcz idealne, dające spore nadzieje na większą aktywność ryb. niestety przeziębienie całkowicie pokrzyżowało moje plany i musiałem odwołać wyjazd. W kolejnych dniach zrobiło się chłodniej, temperatura powietrza w ciągu dnia spadła poniżej 10 stopni, a nocami pojawiły się przymrozki. Przełom w pogodzie miał nastąpić w nocy z czwartku na piątek kiedy miało nadejść duże ochłodzenie połączone z silnym wiatrem oraz intensywnymi opadami śniegu.
Mając świadomość, że woda jest dość ciepła i tak gwałtowna zmiana pogody może okazać się strzałem w dziesiątkę po głowie zaczął mi chodzić kolejny, nawet krótki wypad na ryby. W czwartek czułem się znacznie lepiej niż na początku tygodnia jednak nie byłem jeszcze w pełni sił. Podjąłem decyzję, że jadę. Przed 11:00 rozpocząłem pakowanie auta, wziąłem więcej rzeczy ponieważ brałem pod uwagę możliwość zrobienia nocki.
Nad wodę dotarłem chwilę po 13:00, już na starcie wiedziałem w którym miejscu będę łowił co znacznie ograniczyło czas, który zazwyczaj poświęcam obserwacji wody i spacerze wokół łowiska. W pierwszej kolejności rozłożyłem stojak i wędki, które szybko zarzuciłem. Postawiłem na punktowe nęcenie materiałami PVA, które wypełniałem standardową mieszanką wykonaną z drobnych pelletów 4success, smużącą zanętą Lord Feeder oraz kukurydzą z puszki.
Planowałem zostać na nockę, może nawet dłużej dlatego wziąłem ze sobą namiot Skillsa, który jest idealny na takie krótkie wypady. Po chwili całe obozowisko było rozbite, a ja mogłem odpocząć. Na pierwsze brania nie czekałem zbyt długo, niestety dwa hole zakończyły się spinkami. Z biegiem dnia Karpie były coraz bardziej aktywne, miałem wrażenie, że wyczuwały gwałtowną zmianę pogodę i ruszyły do intensywnego jak na tą porę roku żerowania.
Tuż przed zmrokiem miałem pierwsze ryby na macie. Dwa miejsca dawały regularne brania w dość krótkich odstępach czasu. Nocka zapowiadała się obiecująco... Niestety z przyczyn niezależnych ode mnie musiałem się spakować i wracać do domu. W ciągu zaledwie kilku godzin wypracowałem około 10 brań. Ta krótka sesja jest doskonałym przykładem, że nie potrzeba dużo czasu aby łowić piękne Karpie. Wystarczy być nad wodą :)...
Mam nadzieję, że w najbliższych tygodniach zrealizuje plany, które musiałem przesunąć. Przeziębienie powoli odpuszcza, za oknem iście zimowa aura więc kilka dni przerwy zarówno mi i jak i karpiom wyjdzie na zdrowie :)