
Dzisiejszy artykuł jest kontynuacją poprzedniego wpisu więc jeśli masz zaległości w naszych blogach to koniecznie wróć do tekstu z przed tygodnia. Jak już mogliście przeczytać pierwsza doba zasiadki przyniosła mnóstwo brań, a zmęczenie coraz mocniej dawało o sobie znać. Miałem spory dylemat co robić, brałem pod uwagę trzy możliwości: zostać na kolejną dobę, zwinąć się i odpocząć przed kolejnym dniem pracy, zmienić zbiornik na wolny od roślin.

Zmiana miejsca na łowisku karpiowym
Po kolejnym braniu i mozolnym wyplątywaniu karpia z podwodnej dżungli podjąłem decyzję, że zostaje ale zmieniam zbiornik na wolny od roślin, tak aby w przypadku brania hol nie stanowił większego problemu. Chwilę po 14:00 rozpocząłem pakowanie, oczywiście składałem karpiowe graty bez większego ładu i składu tak aby jak najszybciej znaleźć się na drugim zbiorniku. Większość rzeczy zmieściłem w samochodzie, na wodzie pozostał ponton, a w nim mata oraz podbierak, plan był prosty jadę na nowe stanowisko, a później wracam po ponton, dopływam do grobli i przerzucam go na drugi zbiornik. Po niespełna godzinie byłem już na drugim zbiorniku, w pełni gotowy do działania.

Po nieprzespanej nocy na karpiach zmęczenie mocno dawało o sobie znać
Gdy tylko dotarłem na stanowisku rozłożyłem stojak oraz wędki, tym razem robiłem wszystko powoli tym bardziej, że było jeszcze dość wcześnie. Znałem wodę dość dobrze, miałem świadomość, że brań mogę spodziewać się od zmierzchu do świtu. Mimo, że zbiornik jest wolny od roślin to znajduje się w nim kilka podwodnych zaczepów dlatego strzałówka to podstawa, w moim przypadku znany i lubiany żółwik od Pb Products. Po kilkunastu minutach rozkładania gratów zmęczenie coraz bardziej dawało o sobie znać, na szczęście była to tylko chwilowa "zadyszka", która po dość krótkiej chwili minęła. Drugi zbiornik to nowe możliwości, można powiedzieć, że rozpoczynałem kolejną zasiadkę. Plan był prosty, złowić jednego większego karpia oraz wyeliminować brania karasi oraz leszczy.

Przypony karpiowe
Łowisko znałem dość dobrze dlatego doskonale wiedziałem gdzie będę stawiał zestawy. Zdecydowałem się łowić moje na ulubione przypony Blow Back Rig wykonane na plecionce Jelly Wire oraz mocnych haczykach Super Strong od Pb Products. Przynętę stanowiły kulki proteinowe 4 Success, które zakładałem na nieco dłuższe włosy aby wyeliminować brania karasi oraz leszczy. Tym razem nie przygotowałem zestawu pod amura, a i tak go złowiłem ale o tym nieco póżniej.
Zestawy na karpie
Podczas łowienia z wywózki na średnim oraz większym dystansie podstawę stanowi bezpieczny klips, który przy każdym braniu uwolni ciężarek lub kamień, często o masie przekraczającej 200g. Co ciekawe na kolejnym wypadzie nad wodę miałem przyjemność wyciągnąć z łowiska niezliczone ilości zerwanych żyłek oraz zestawów karpiowych. Z bólem serca muszę powiedzieć, że większość tego co wyjąłem nie powinno być użyte do połowu karpi, leadery zakończone krętlikami, brak strzałówki, bezpiecznych klipsów, ciężarki do wywózki o masie 70-90g gdzie przy większej fali nie ma szansy na utrzymanie przyponu z przynętą w miejscu. Wracając do moich zestawów nie używam leadcorów, jedynie odcinek strzałówki o długości 10-15m, do tego klips z naciętą gumką zabezpieczającą ciężarek, krętlik z szybkozłączką oraz gumka zabezpieczająca przypon przed zsunięciem.
Wywózka zestawów karpiowych
Standardowo zestawy wywoziłem pontonem, przy wyborze miejsc sugerowałem się wskazaniami echosondy. Szczególną uwagę zwracałem na twardsze miejsca przy nawet minimalnych zagłębieniach. Łowiłem na odległości od około 100 do 250m, tym razem zrezygnowałem z najbardziej odległych miejsc co okazało się całkiem słuszną decyzją. Nie spiesząc się wszystkie zestawy były w wodzie chwilę po 18:00, a ja w końcu mogłem odpocząć w oczekiwaniu na branie.
Przebieg zasiadki karpiowej
Na pierwsze branie czekałem do 22:00, z łóżka wyrwał mnie... ptak który polował na drobnice i zaplątał się skrzydłem o moją żyłkę, na szczęście szybko go uwolniłem, niestety zestaw musiałem przewieźć na nowo. Kolejne branie miałem chwilę po północy, tym razem delikatny opad z bliższej wędki. Po chwili holu czuję, że żyłka o coś trze, nie miałem wyjścia, wskoczyłem w ponton i gdy napłynąłem na rybę żyłka wystrzeliła i mogłem kontynuować hol z wody, ku mojemu zdziwieniu sprawcą całego zamieszania okazał się dość pokaźny amur, któremu nie wiele zabrakło do 20kg. Po kilkuminutowym holu miałem rybę w podbieraku, parę nocnych fotek i azjata szybko wraca do wody. Wywożę wędkę w to samo miejsce i kładę się spać. Między 3:00-4:00 rano kolejny raz przyleciało stado ptaków eliminując trzy zestawy, pół przytomny uwalniam nieszczęśników z żyłek. Uwierzcie, że nie było to takie proste, a odcięcie zestawu wiązałoby się ze startą nawet ponad 200m żyłki. W każdym razie przed 5:00 mogę wywozić, zdecydowałem się, że umieszczę w łowisku jeden "kij" z którego było branie. Kładę się do łóżka ale już nie zasypiam, powoli myślę o pakowaniu ponieważ muszę wyjechać maksymalnie o 7:00. Moją zadumę przerwało branie.... tym razem łabędzia :)....a po chwili karpia, którego dość sprawnie holuje do brzegu. Jest piękny, może nie tak ciężki, za to układ łusek jest po prostu bajeczny. Kolejną dobę kończę dużym amurem, świetnym karpie, atakiem ptactwa oraz jednym braniem o którym Wam nie wspomniałem, ryba zaparkowała w zaczepie ale zanim dopłynąłem zdążyła się uwolnić.