Po obfitym w karpie wypadzie na żwirownię Wiktoria postanowiłem zrobić powtórkę aby spróbować dobrać się do tych największych ryb na które bardzo liczyłem na poprzednim wyjeździe. Standardowo miałem bardzo mało czasu, niespełna dobę z perspektywą pakowania o 6:00 rano. Pogoda z oknem była bardzo zachęcająca, ciepłe nocki, mgła, mżawka i stabilne ciśnienie, a wszystko na kilka dni przed ochłodzeniem.
Nowa miejscówka na jesienne karpie
Tym razem siadłem na środku żwirowni aby mieć jak największe pole manewru, z uwagi na temperaturę powietrza, która w ciągu doby nie spadała poniżej 10 stopni miałem plan łowić również w płytszej części, finalnie plan legł w gruzach ale do tego wrócimy w dalszej części artykułu. Zestawy postawiłem na głębokościach od 3,7m do 6,3m czyli bardzo podobnie jak na poprzedniej zasiadce.
Październikowe eldorado zaczęło się zaraz po wywózce
Rozłożenie obozowiska i postawienie zestawów przebiegło bardzo sprawnie. Po niespełna godzinie dwa kije były już w wodzie, jak się okazało z wywózką kolejnych zeszło mi się do wieczora... Podobnie jak na poprzednim wypadzie karpie były bardzo aktywne od samego początku. Dopiero po 14:00 była chwila przerwy w braniach, a ja mogłem wskoczyć do pontonu i wytypować kolejne miejscówki. Na początku zasiadki wielkość ryb nie powalała, były to osobniki w granicy 8-12kg jednak niezwykle waleczne.
Taktyka na jesienne karpie
Skuteczne przypony to Blow Back Rig, które zagościły na wszystkich zestawach. Przynęty: pojedyncze kulki tonące w rozmiarach 16-20mm, do tego spory worek PVA wypełniony pelletem, zanętą Lord Feeder oraz kulkami. Z pontonu podczas wywózki wsypywałem łopatkę konopi oraz garstkę kulek, gdy brania były regularne zwiększałem ilość kulek aby zatrzymać żerujące karpie w łowisku. Podczas łowienia na spadach mieszankę zanętową wsypywałem na zestaw oraz kilka metrów przed nim ponieważ część kulek na pewno się stoczy i z dużym prawdopodobieństwem zatrzyma tu gdzie dno się wyrównuje czyli dokładnie na zestawie.
Nieprzespana nocka na jesiennych karpiach
Po pracowitym dniu nastał wieczór, zaraz gdy się ściemniło brania ustały ale zaledwie na jakieś dwie godziny. Po tym czasie odpaliły dwie nowe miejscówki, jedna w pobliżu trzciny na 4,5m, a druga na wprost na 3,7m. Regularne branie skończyły się z najbardziej odległego miejsca dlatego miałem obawy co do tego czy zestaw jest dobrze położony, nie było innej opcji, wsiadłem w ponton i zrobiłem szybką wywózkę. Dalsza część nocy to prawdziwe karpiowe eldorada, około 2-3 w nocy karpie ponownie wchodzą na spad i zaczynają intensywnie żerować, ilość brań zależy od tempa wywózki. Dochodzi 5:00, wiem, że zaraz będę musiał się pakować dlatego mam pewne obawy czy stawiać zestaw ponownie. Około 5:20 robię ostatnią wywózkę, jak się okazuje najważniejszą na tej zasiadce. Po około 20min mam branie, standardowa procedura wchodzę w ponton, napływam na luźnej żyłce i zaczynam hol, gdy jestem już koło ryby, tym razem czuję, że żyłka o coś trze, winowajcą był urwany zestaw innego wędkarza, na szczęście wystarczyło przełożyć wędkę. Po kilku minutach mam przepięknego lampasa, już wiem, że to ostatnia i najpiękniejsza ryba zasiadki.
Podsumowanie zasiadki i ekspresowe pakowanie gratów
Z karpiem wróciłem na brzeg kilka minut po 6:00, czasu na pakowanie mam bardzo mało, muszę wyjechać najpóźniej o 7:30, a w międzyczasie zrobić fotki większym karpiom, które czekają na fotki. Szybki SMS do Krzyśka, opiekuna łowiska czy podjedzie na chwilę aby pomóc przy zdjęciach, ma być koło 7:00. W ciągu 40min praktycznie wszystkie graty są już w aucie, oczywiście poza matą i slingami. W ciągu doby łowię około 15 karpi, większość z nich wypuszczam bezpośrednio z podbieraka. Nie zaliczam ani jednej spinki, wszystkie brania są zakończone sukcesem, kluczem do sukcesu było to, że nie próbowałem holować do brzegu. Nie liczyłem na taką aktywność ryb dlatego nie wziąłem silnika, na wiosłach pokonałem łącznie około 20km (jedna wywózka plus powrót około 500m), do tej pory czuję zakwasy :)